„Czterdziestolatek” – lustro polskiej duszy w czasach absurdu i marzeń
Felieton o serialu, który był śmiechem przez łzy i portretem pokolenia
Był rok 1975. Gierkowska Polska wznosiła kolejne osiedla z wielkiej płyty, a hasła „aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” mieszały się z zapachem taniego tytoniu, domowego kompotu i odgłosami mieszkania z cienkimi ścianami. To właśnie wtedy Telewizja Polska wypuściła serial, który nie tylko stał się kultowy – on stał się autobiografią pokolenia. Mowa oczywiście o „Czterdziestolatku” Jerzego Gruzy – telewizyjnym fenomenie, który jak mało który potrafił z ironią, czułością i trafnością oddać ducha czasów.
Inżynier Karwowski – człowiek przeciętny, czyli wyjątkowy
Głównym bohaterem był Stefan Karwowski (grany przez niezrównanego Andrzeja Kopiczyńskiego) – inżynier budowy, przykładny mąż, ojciec, obywatel. Ani zbyt ambitny, ani zbyt buntowniczy. Złoty środek – czyli typowy PRL-owski everyman. Karwowski żyje w Warszawie lat 70., prowadzi budowę Trasy Łazienkowskiej, walczy z własnym ciałem na siłowni, a z duszą – w rozmowach z żoną Madzią (Anna Seniuk), która była nie tylko jego towarzyszką życia, ale i głosem sumienia.
To, co czyniło Karwowskiego tak bliskim Polakom, to jego ludzka niedoskonałość. Mężczyzna zderzony z przemijaniem, presją sukcesu, problemami wychowawczymi i wieczną modernizacją. Chciał być młody, sprawny, mądry, bogaty i ułożony. A był… po prostu sobą. I właśnie dlatego wszyscy go pokochali.
Humor, który był wentylem duszy
Nie był to serial śmiechu dla śmiechu. To był śmiech terapeutyczny, śmiech nad własną niedolą, nad absurdami systemu, nad urzędami, przychodniami, sąsiadami, związkami zawodowymi i własną teściową. Był to śmiech, który pozwalał żyć. Sceny takie jak Karwowski na kursie rodzenia, jego próby rzucenia palenia czy przechodzenia przez kryzys wieku średniego, to nie były tylko żarty – to były lustrzane odbicia codzienności milionów Polaków.
Dziś, oglądając ten serial, śmiejemy się często nieco inaczej – z dystansem i nostalgią. Bo „Czterdziestolatek” to nie tylko serial. To kapsuła czasu, która zamknęła w sobie duszę dekady – z jej językiem, modą, meblościankami, absurdalnymi reformami i ślepym optymizmem.
Kobiety Karwowskiego – czyli o sile i ironii Madzi
Nie byłoby „Czterdziestolatka” bez Marii Magdaleny Karwowskiej. Jej postać z jednej strony reprezentowała klasyczny model gospodyni domowej, a z drugiej – nieprzeciętną siłę, inteligencję i przewrotność. Madzia była kobietą, która znała słabości swojego męża, umiała je wyśmiać, ale i przytulić, gdy trzeba było. W czasach, gdy feministki dopiero zaczynały działać w Polsce nieśmiało zza kurtyny cenzury, Madzia była milczącym symbolem emancypacji przez inteligencję.
Serial jako socjologiczny dokument
„Czterdziestolatek” był jednocześnie rozrywką i analizą społeczną. Pokazywał:
-
jak myślano o męskości (kult pracy, kryzys wieku średniego),
-
jak wyglądała ówczesna Warszawa (urbanizacja, wielka płyta, kolejki),
-
jak funkcjonowała rodzina w PRL (mąż, żona, dzieci, wspólne wakacje nad morzem),
-
jak rozumiano rozwój osobisty (kluby osiedlowe, kursy językowe, siłownie).
To nie był sitcom. To była opowieść o transformacji osobistej w ramach niemożliwej transformacji systemu. A może właśnie dlatego to działało.
Czterdziestolatek dzisiaj – co nam mówi po latach?
Z perspektywy XXI wieku ten serial to świadectwo nie tylko epoki, ale i emocji, które mimo wszystko są nadal aktualne. Bo przecież nie zmieniło się aż tak wiele:
-
nadal boimy się starzenia,
-
nadal próbujemy „coś zmienić” w połowie życia,
-
nadal zmagamy się z sobą i swoimi najbliższymi,
-
nadal szukamy sensu – czasem w pracy, czasem w nowej pasji, a czasem… w żarcie.
W czasach pełnych pośpiechu, lajków i instant-karier, warto wrócić do Karwowskiego. Bo może właśnie on, z tym swoim uśmiechem, zakłopotaniem i lekkością ducha, podpowiada nam, że człowiek sukcesu to nie ten, kto wszystko osiąga, ale ten, kto potrafi nie zwariować po drodze.
Zostaw komentarz