❤Bazar Różyckiego, Warszawa, lata 50.


Tu nie chodziło tylko o handel – tu biło serce całej Pragi. Głośne, hałaśliwe, pachnące, szemrane. Różyc nie był zwykłym bazarem – on był światem w pigułce, osobnym mikrokosmosem, który rządził się swoimi prawami i legendami.
Z każdej strony dobiegały głosy:
– „Gorące flaczki, jeszcze parzą w ręce!”
– „Pyzy, gorące pyzy! Jak u mamy!”
Parujące michy, aluminiowe sztućce i ten zapach tłuszczu, czosnku i pieprzu – który wbijał się w nozdrza tak mocno, że zostawał na ubraniach do wieczora.
Tu handlowało się wszystkim:
Zegarki „z Ruskiego”, perfumy z NRD, dżinsy Levi’sy „z przemytu”, rajstopy z ameryki , podrabiane papierosy, a nawet… części do Syreny z rozbiórki. Czasem spod lady, czasem „na zeszyt”…
Gry w trzy karty?
Oczywiście. Mistrzowie iluzji i złodziejskiej elegancji. Krzyk, tłum, napięcie jak u Hitchcocka. W trzy sekundy mogłeś przegrać dniówkę ojca albo buty z odpustu. A jak się zorientowałeś – już cię nie było. Ich też
Bazar to była sieć powiązań.
Tu się załatwiało „mięso spod lady”, „skórę z Konga”, „plater z demobilu” albo „kieliszki z NRD”. Byli stali klienci, byli kombinatorzy, byli cwaniacy. Ale byli też zwykli ludzie – ci, co przyszli po życie: trochę mięsa, kapusty, mydło i słowo.
Wszystko toczyło się w rytmie praskiego języka – szorstkiego, ale serdecznego.
Z każdym dniem, każdym rokiem, Różyc stawał się bardziej legendą niż miejscem.
I dziś, patrząc na to zdjęcie – czuć ten klimat.
Bruk mokry po porannym deszczu. Konie jeszcze jeżdżą obok samochodów. Garnitury trochę za duże, suknie trochę wyblakłe, ale twarze prawdziwe.
To nie była tylko Warszawa.
To była Praga – dumna, twarda, niepokorna.

I choć minęły dekady – echo krzyku “Pyzy gorące!” nadal gdzieś tam drzemie w murach Targowej.
Bo Różyc to nie był bazar.
To było serce dzielnicy.
I kto je raz usłyszał – ten zapamiętał na zawsze.

No i rzecz wiadoma: co Praskie to nie Warszawskie
Z pozdrowieniami Bogdan Markowicz

Link do plakatu 

#swnf #warszawa #kolorofon #plakaty #starawarszawa #bazar #praga #markowicz