Warszawskie wspomnienia
Plac Zamkowy, Warszawa – deszczowa noc, lata 70.

Cisza. Ta specyficzna, letnia cisza miasta po zmroku, kiedy asfalt wciąż oddaje ciepło dnia, ale niebo już płacze drobnym, równym deszczem. Krople tańczą po bruku, odbijając światła latarni jak rozedrgane duchy przeszłości. Kolumna Zygmunta – niewzruszona, jakby trwała tu od zawsze, choć tyle razy widziała płomień i gruz.
Warszawa – jakby oddychała spokojniej, bez pośpiechu, bez klaksonów, bez tłumów.
Turystów garstka. W dłoniach trzymają przewodniki, w kieszeniach drobne na pocztówki, a w oczach – zachwyt pomieszany z zadumą. Zatrzymują się pod kamienicami, robią zdjęcia Zenitem, a potem chowają się w cieniu kawiarenek, by napić się herbaty z cytryną i ciastka na wagę.
Syrena, Warszawa, Fiat – w ich sylwetkach drzemie cała epoka.
To auta, które nie pędzą – one trwają.
Deszcz podświetlony neonem błyszczy jak brokat na czerni ulicy.
Ludzie przechodzą powoli, pod parasolami, skuleni, zamyśleni.
Może wracają z kina „Muranów”? Może z Teatru Narodowego? A może po prostu idą, bez celu – chłonąć nocne miasto w deszczu?
Warszawa w deszczu to nie melancholia – to poezja.
Każdy zakręt, każda kałuża opowiada inną historię.
Miasto nie śpi – tylko milczy. I słucha.
To wiesz, że to nie był tylko spacer.
To było spotkanie z duszą miasta.
I ono zostaje z tobą na zawsze.
Z pozdrowieniami w deszczowy dzień Bogdan Markowicz
Warszawskie wspomnienia
#prl #staremiasto #warszawa #swnf #starawarszawa #wspomnienia #sentyment #kolorofon #markowicz

Zostaw komentarz